Jeszcze kilka lat temu rogale świętego Marcina znane były tylko w Poznaniu. Teraz kupimy je w dyskontach, piekarniach i cukierniach w każdym zakątku kraju. Można wręcz stwierdzić, że stały się ulubionym deserem na listopadowe święto. Choć wcale nie tak łatwo upiec je samodzielnie, niezbędny jest składnik, który rzadko pojawia się w wypiekach, to apetyt na nie rośnie z roku na rok. Podobnie jak ceny gotowych rogali. Jednak wszystko to rekompensuje ich obłędny smak. Co jeszcze wyróżnia rogale marcińskie?

Reklama

Mogą mieć certyfikat

Rogale świętomarcińskie, marcińskie, Marciniaki, Marcina, luksusowe… ten wypiek kryje się pod wieloma nazwami. Czy ma na to wpływ fantazja cukierników? Nie tylko. Rogal świętomarciński w 2008 roku został wpisany do rejestru chronionych nazw pochodzenia i chronionych oznaczeń geograficznych w Unii Europejskiej. Określa to warunki, jakie ma spełniać dana potrawa, by móc nosić swoją nazwę.

Reklama

Dlatego rogale świętomarcińskie mogą być wytwarzane tylko w Poznaniu i Wielkopolsce, po za tym rejonem nikt nie może używać tej nazwy. Rogale powstają też zgodnie z określoną procedurą i przepisem. Według tych wytycznych, rogal musi być przygotowywany z ciasta półfrancuskiego, a w jego wnętrzu kryć się nadzienie z białego maku i bakalii - skórki pomarańczowej, rodzynek. Na wierzchu rogal zaś ma lukier i posypywany jest orzechami. Jego waga nie powinna przekraczać 250 g. W procentach wygląda to tak: 60% ciasto, 30% nadzienie, 8% lukier czyli pomada, 2% posypka z orzechów. Certyfikat jest ważny, ale bardzo dobre rogale często go nie mają. I nie zawsze możemy wybrać się po rogale do Wielkopolski.

Reklama

Kiedy upieczono pierwszy rogal świętomarciński?

Poznań szczyci się wypiekaniem rogali świętomarcińskich od 1891 roku. Choć data jest ustalona, to historia tego wypieku wcale nie jest taka prosta i pojawia się w niej sporo wątków. Nawet taki, który osadza ich początek w czasach pogańskich. Niektóre źródła łączą tradycję wypieków z ówczesnym zwyczajem składania bogom ofiar z rogatych wołów oraz ciast przypominających swoim kształtem rogi.

Jednak dzisiejszym rogalom świętomarcińskim bliżej do kształtu podkowy. Dlatego popularniejsza jest wersja związana z dobroczynnością. Przed dniem św. Marcina, ówczesny proboszcz poznańskiej parafii pod jego wezwaniem prosił wiernych, by wsparli potrzebujących. Na mszy był cukiernik, Józef Melzer, który postanowił upiec rogale. Do tego kształtu zainspirowała go podkowa konia, którą zgubił św. Marcin. Zamożni poznaniacy kupowali rogale, a biedni dostawali je za darmo. Zgodnie z tą wersją, charakterystyczne rogale zaczęły być wypiekane na szeroką skalę pod koniec XIX w.

Biały mak czyli niezbędnik rogala świętomarcińskiego

Najbardziej znany deser z makiem to oczywiście makowiec, który tradycyjnie króluje na stole podczas świąt Bożego Narodzenia. Używa się jednak do niego maku, którego ziarenka są czarne. Jednak jego oficjalna nazwa to mak niebieski. Do rogali marcińskich potrzebny jest zaś znacznie mniej popularny biały mak. To jeden z nielicznych deserów, w którym właśnie taki mak gra główną rolę. Biały mak ma słodszy i delikatniejszy smak niż niebieski, a jego ziarenka są drobniejsze. Na nim bazuje nadzienie rogali. Mak doprawia się bakaliami, miodem, orzechami i rodzynkami... Brzmi pysznie. Jednak coś za coś. Rogal ma sporo kalorii, bo od 850 do 1200. Ale kiedy jeść rogale, jak nie w listopadzie? Przecież to już tradycja.